cukierek

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

krople rosy pisze: 14 maja 2018, 13:03 ,,mój mąż ma 2stany.
1)jest zadowolony – nasze małżeństwo kwitnie. Jest wyrozumiały, wraca z pracy wcześniej i nigdy się nie kładzie tylko je późny obiad i idzie do nas. Czule się ze mną wita, rozmawia, bawi się z dziećmi lub zabiera je ze sobą na dwór gdzie robi sobie coś tam przy samochodzie lub inną „męską” robotę, innym razem pyta mnie czy coś mi trzeba przykręcić lub w domu naprawić i aż chce się dla takiego faceta gotować.
Bardzo mi się ta wersja męża podoba. Kiedy tak jest? Z czego wynika dobre usposobienie i podejście Twojego męża?
I co się takiego dzieje, że przestaje taki być?

Po długim milczeniu i robieniu sobie na złość jest pogodzenie. Zwykle to ja wyciągam rękę na zgodę, choć zdarza się że i on chce porozumienia. Różnica jest taka że ja wracam do tego co nas poróżniło i chcę o tym pogadać, a on pogodzić chce się w taki sposób że wracamy do dobrych dni i udajemy że kłótni nie było. Mnie to denerwuje bo chcę wyjaśnić sprawy więc wracam do powodu naszej kłótni, a on się wtedy denerwuje że "zawsze rozpamiętuję co ktoś zrobił kiedyś i go dręczę". No i o ile żadne z nas nie utnie rozmowy i dotrwamy do końca to nadchodzi ten lepszy czas.
Mój mąż zrobił mi wiele rzeczy w przeszłości które mnie bolą, ja często wracałam do nich bo nie zostały wyjaśnione. Jemu było fajnie i dobrze się czuł bo nic nie stracił, ja wiele poświęciłam i zżerało mnie to od środka. Po wielu próbach że musimy o tym pogadać w końcu zmusiłam go do wysłuchania mnie, a raczej w końcu chciał mnie wysłuchać, nawet jeśli było to na odczepkę to chciał. Po tamtej nocy był najdłuższy w naszej historii okres szczęścia. Co go zburzyło? Potrzebowałam pojechać do lekarza poza miasto, pojechał ze mną. Już od początku drogi był nieobecny, to się nie odzywałam. Do poczekalni poszedł ze mną z wielką łaską. Kiedy zapytałam czy coś się stało powiedział że nic, ciągnęłam że widze że coś jest nie tak więc wystarczy powiedzieć np. słuchaj mam ciężki dzień nie chce mi się gadać czy coś takiego. Wtedy wrzasnął na mnie że przecież mówię ci że nic, no nie rozumiesz. Jak wróciliśmy do domu, łaskotali się z dziećmi, podeszłąm i zaczęłam pomagać dzieciom łaskotać tatę to tak wrzasnął na mnie jakbym mu krzywdę zrobiła "no weź co robisz wbijasz mi te szpony w żebra". Wrzasnął tak głośno i przerażająco że wszyscy zamarliśmy, poczułam się jakby mi ktoś strzelił w twarz. Naprawdę nie łaskotałąm go tak mocno żeby mógł mieć taką reakcję. Wyszłam z pokoju i się rozwyłam, ale nikt tego nie widział. Tak, może i jestem mięczakiem, ale tak wtedy było. A potem jest standard, z dnia na dzień nie odzywamy się, schodzimy sobie z drogi bo co mam go zaczepiać żeby wykrzyczał się na mnie, więc wolę go ignorować, przynajmniej udaje mi się nie płakać wtedy.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Nirwanna pisze: 14 maja 2018, 14:59 Cukierku, jest dokładnie tak jak pisze post wyżej marylka. Ty natomiast już robisz unik, aby nic nie robić. Sama sobie logicznie udowadniasz, że wyjście z domu nie ma sensu.
"Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu". Jednak to Twoje życie i Twoje wybory. My możemy pokazać jedynie możliwości i uwarunkowania :-)
A więc mam blokadę przed tym i to chyba bardzo poważną. I tu nie chodzi o męża, rodziców, czy cokolwiek innego ale o mnie. Otórz słów terapeuta, psychiatra, psycholog, pedagog a nawet grupa wsparcia źle mi się kojarzą. Z góry przepraszam bo nie chcę nikogo urazić, raczej wyjaśnić na czym polega ta bariera. Oni wszyscy sprowadzają mi się do jednego mianownika, do osoby która za pieniądze cie słucha i powtarza ci że z tobą wszystko ok, to świat jest pokręcony i zły, a ty jesteś tylko ofiarą. Gdybym teraz się zmusiła to czułabym się z tym żałośnie i zdecydowanie wstydziłabym się tego. To podobnie jak z tym obiadem, bo sama postrzegałabym siebie jako gorszą osobę. Być może muszę do tego dorosnąć, być może nigdy mi się nie uda, dlatego chwytam się wszystkich innych sposobów, byle nie tego.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: marylka »

Ok. Przyjmuje. Czyli - jakiej pomocy oczekujesz?
Chcesz sie wygadać?
Jeśli tak - to pisz - ja czytam.
Natomiast - wspólnoty sa głównie za darmo jeśli na NFZ lub przykościelne.
I jesteś w błędzie - nie powiedza Ci, że jesteś ok a to świat pokręcony.
Tylko powiesz TY czego TY chcesz i jaki jest Twój problem. A oni dadza Ci wskazówki/narzędzia jak możesz to SAMA zmienić, bo nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Są też takie spotkania przez skype a. Może tam bedziesz sie bardziej czuła komfortowo? W domu bedziesz. O różnych porach to jest tylko trzeba poszukać.
Ja mam ciocie - ma męża alkoholika. I ona jest taka, że co jakis czas przychodzi do nas i płacze - że pije, że sie zapije, że pieniądze przepija zamiast dzieciom dać. I kilka razy jej proponowałam - zawiozę cie na terapię. Popilnuje dzieci. Ale NIE. zrozumiałam, że ona nie chce nic zmieniać i czeka na cud. Może jej źle ale sama nic nie zrobi. I ok. To też trzeba uszanować. Przecież ja za nia na terapię nie pójdę. Wiec przychodzi co jakiś czas i płacze. I kiwamy się obie - jakie to straszne, że mąż pije
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: cukierek

Post autor: rak »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 17:16 ...Otórz słów terapeuta, psychiatra, psycholog, pedagog a nawet grupa wsparcia źle mi się kojarzą. Z góry przepraszam bo nie chcę nikogo urazić, raczej wyjaśnić na czym polega ta bariera. Oni wszyscy sprowadzają mi się do jednego mianownika, do osoby która za pieniądze cie słucha i powtarza ci że z tobą wszystko ok, to świat jest pokręcony i zły, a ty jesteś tylko ofiarą.
Za niektóry grupy wsparcia nie musisz płacić (co najwyżej co łaska), a mogę też Ciebie porządnie zjechać, jeśli to Ci pomoże ... :lol:

Ja jak Ciebie czytam to mam wrażenie inteligentnej, empatycznej i wrażliwej osoby, która generalnie wie co pisze i jak może zostać to odebrane przez szerszą publikę. Czasami mi się wydaje, że nas tu wszystkich podpuszczasz.
Dlatego też nie rozumiem, czemu w pierwszym poście (nie obraź się proszę tutaj) robisz z siebie słodziutką blondynkę, która nie umie pisać, nie rozumie lektur, pyta o pomoc w ich interpretacji, a później z lekkością i pewną swadą udowadniasz, że jest zupełnie inaczej ... i potencjał jest całkiem spory.
Pewnie rzeczywiście jest problem z własną wartością, ale b. wydaje mi się, że ta Twoja wartość "ucieka" w kontaktach z ludźmi i tutaj jakieś wyjście na zewnątrz byłoby wręcz wskazane (szczególnie, że ewidentnie właśnie tego się boisz).
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
wulkan
Posty: 67
Rejestracja: 08 maja 2018, 23:00
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: wulkan »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 12:44
Nirwanna pisze: 14 maja 2018, 6:16 Cukierku, czytając Twoje posty tak sobie pomyślałam - czy myślałaś o pójściu na miting Al-Anon? Lub innym podobnym spotkaniu?
Bez grupy wsparcia obawiam się, że na samym "chcę" i przeczytanych książkach, daleko nie zajedziesz, choć postanowienia masz bardzo dobre.
Nie mam możliwości wyjścia z domu na razie. A dodatkowo waham się. Chodzi mi o to że sprawa uzależnienia jest bardzo delikatna. Nie chcę niechcący zranić męża, bo co jeśli się mylę, jeśli wydaję zły osąd? Wiem co widzę .Jeśli zapiszę się do grupy Al-Anone, to jakbym otwarcie powiedziała znowu - mężu jesteś pijakiem.
Tymi słowami to mnie trochę przerazilas bo Twoja reakcja potwierdzalaby jedynie bardziej ze mąż rzeczywiście ma problem z alkoholem. Nie twierdzę oczywiście ze tak jest, ale zareagowalas modelowo wręcz jak osoba wspoluzalezniona. Od kiedy pójście na jakas terapię, chęć pomocy sobie ma byc rownoznaczne z powiedzeniem komus jesteś pijakiem to uproszczenie raczej powiedzeniem chcę Ci pomóc bo boję się ze masz problem. Wiesz co widzisz ale moze zaklamujesz rzeczywistosc bo trudno Ci ja przyjąć jaka jest. Chociaz mój problem nie dotyczy alkoholizmu męża to tez będąc w szoku nie przyjmowalam rzeczywistości taka jaka jest. Czy Twój maz tez zadaje sobie nieustannie pytania "a co jeśli zranię żonę"? I nie, nie chodzi mi o żadne wyrownywanie rachunków czy zemstę ale dostrzegam rażąca dysproporcje. Na kolanach to przed Bogiem a nie przed mężem.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

marylka pisze: 14 maja 2018, 17:42 Ok. Przyjmuje. Czyli - jakiej pomocy oczekujesz?
Będąc tu staram się pisać tylko to co myślę, nie zważając na to co sobie inni o mnie pomyślą. W rzeczywistości jest inaczej, zważam na to co inni o mnie myślą i moje zdanie często zależne jest od opinni innych. Wiem że tak nie powinno być, ale tak jest. Paraliżuje mnie patrzenie ludziom w oczy, mam tak od wielu lat. Zapominam języka w gębie i plote głupoty albo mam totalną pustkę w głowie i nic nie mogę sobie przypomnieć co chcę powiedzieć. Pomoc? Samo to że udaje mi się tutaj na forum być w pełni szczera sama ze sobą jest dla mnie dużą pomocą.
Przez skype podoba mi się ten pomysł. Myślę że poszukam. W realu nie mam odwagi. Na pewno macie rację i taka grupa daje wsparcie, ale jeszcze jest druga grupa osób - mąż, rodzina, znajomi, sąsiedzi, a ta grupa nie jest taka wspaniałomyślna - szybko ocenia i potrafi nawet ze zdrowego człowieka zrobić wariata.

rak pisze: 14 maja 2018, 17:43 Ja jak Ciebie czytam to mam wrażenie inteligentnej, empatycznej i wrażliwej osoby, która generalnie wie co pisze i jak może zostać to odebrane przez szerszą publikę. Czasami mi się wydaje, że nas tu wszystkich podpuszczasz.
Dlatego też nie rozumiem, czemu w pierwszym poście (nie obraź się proszę tutaj) robisz z siebie słodziutką blondynkę, która nie umie pisać, nie rozumie lektur, pyta o pomoc w ich interpretacji, a później z lekkością i pewną swadą udowadniasz, że jest zupełnie inaczej ... i potencjał jest całkiem spory.
Pewnie rzeczywiście jest problem z własną wartością, ale b. wydaje mi się, że ta Twoja wartość "ucieka" w kontaktach z ludźmi i tutaj jakieś wyjście na zewnątrz byłoby wręcz wskazane (szczególnie, że ewidentnie właśnie tego się boisz).
Nie bardzo rozumiem to co jest pogrubione? A o książki będę jeszcze pytać później, bo najpierw muszę dokończyć je czytać. Jeśli teraz zapytam każdy powie "doczytaj być może w dajszej treści znajdziesz wyjaśnienie".
Owszem, mam problem z poczuciem własnej wartości, natomiast w kontaktach z ludźmi... nawet nieźle idzie mi nawiązywanie kontaktów, ale ich utrzymanie na dłuższą metę jest dla mnie trudne. Czuję jak mnie oceniają, jak myślą o mnie, nie jestem pewna żadnej swojej wypowiedzi, potem analizuję że mogłam inaczej się zachować lub nie powinnam czegoś tam mówić itp. W towarzystwie często jestem obserwatorem, czuję się spięta i nie wiem o czym mam rozmawiać. No niestety tak mam. A ludzie też wyczuwają dziwaków i stronią od nich. I tak to wygląda.
wulkan pisze: 14 maja 2018, 19:59 Tymi słowami to mnie trochę przerazilas bo Twoja reakcja potwierdzalaby jedynie bardziej ze mąż rzeczywiście ma problem z alkoholem. Nie twierdzę oczywiście ze tak jest, ale zareagowalas modelowo wręcz jak osoba wspoluzalezniona. Od kiedy pójście na jakas terapię, chęć pomocy sobie ma byc rownoznaczne z powiedzeniem komus jesteś pijakiem to uproszczenie raczej powiedzeniem chcę Ci pomóc bo boję się ze masz problem. Wiesz co widzisz ale moze zaklamujesz rzeczywistosc bo trudno Ci ja przyjąć jaka jest. Chociaz mój problem nie dotyczy alkoholizmu męża to tez będąc w szoku nie przyjmowalam rzeczywistości taka jaka jest. Czy Twój maz tez zadaje sobie nieustannie pytania "a co jeśli zranię żonę"? I nie, nie chodzi mi o żadne wyrownywanie rachunków czy zemstę ale dostrzegam rażąca dysproporcje. Na kolanach to przed Bogiem a nie przed mężem.
hmm... być może masz rację .
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Angela »

Cukierku, ja pewnie też zdołowałabym się, gdyby mąż na mnie wrzasnął. Ale nie taka powinna być moja reakcja. Wystarczyło uśmiechnąć się z jego głupiego zachowania i pójść do swoich zajęć. Tymczasem mnie naszłoby rozpamiętywanie np. czy on przypadkiem nie brzydzi się mojego dotyku, nie lubi przebywać ze mną, bo jestem nudna, nieciekawa. Ja jestem uzależniona od męża, patrzę na siebie jego oczami. Może niektóre babki, które siedzą w domu (oczywiście żadne to siedzenie, ale ciężka praca) tak mają, że mąż pracyjący poza domem jest całym naszym światem, jest jedynym naszym odnośnikiem do samooceny, żyjemy jego życiem. Czujemy złość, że coś w tej ocenie nas samych nie gra, ale nie mamy się do czego odnieść. Dlatego chodziłam na terapię do chrześcijańskiego psychologa przy parafii, aby nauczyć się zmiany emocji przez zmianę myślenia. Ale do tego trzeba znaleźć sposób, aby wychodzić do ludzi. Spotkania Al-anon to dobry pomysł, nie po to by spowiadać się z grzechów męża, ale aby przyznać się do własnej bezsilności i z tego zrobić punkt odbicia do pozytywnych zmian. Podobną rolę spełni program 12 kroków.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Angela »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 17:16 Otórz słów terapeuta, psychiatra, psycholog, pedagog a nawet grupa wsparcia źle mi się kojarzą. Z góry przepraszam bo nie chcę nikogo urazić, raczej wyjaśnić na czym polega ta bariera. Oni wszyscy sprowadzają mi się do jednego mianownika, do osoby która za pieniądze cie słucha i powtarza ci że z tobą wszystko ok, to świat jest pokręcony i zły, a ty jesteś tylko ofiarą. Gdybym teraz się zmusiła to czułabym się z tym żałośnie i zdecydowanie wstydziłabym się tego. To podobnie jak z tym obiadem, bo sama postrzegałabym siebie jako gorszą osobę. Być może muszę do tego dorosnąć, być może nigdy mi się nie uda, dlatego chwytam się wszystkich innych sposobów, byle nie tego.
Jest w Tobie wiele niezaspokojonych tęsknot.
Ten filmik np. to uświadamia.
https://m.youtube.com/watch?v=MrC-oahxR78
Najważniejsze stać się urzekającą dla siebie a potem dla męża. Jak to zrobić?
Z doświadczenia wiem, że można przeczytać wiele książek i ich treść w krótkim czasie ulatuje, zapał ostyga. Bo oprócz teorii nieodzowny jest trening nowych umiejętności, a ciężko jest zachować samodyscyplinę do utrwalania zmian. Pomoc z zewnątrz (np. psychologa , najlepiej chrześcijańskiego) jest niedzowna, by nazwać słowami problemy, zrobić plan naprawy i kontrolować postęp.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Angela pisze: 15 maja 2018, 1:37 Jest w Tobie wiele niezaspokojonych tęsknot.
Ten filmik np. to uświadamia.
https://m.youtube.com/watch?v=MrC-oahxR78
Najważniejsze stać się urzekającą dla siebie a potem dla męża. Jak to zrobić?
Z doświadczenia wiem, że można przeczytać wiele książek i ich treść w krótkim czasie ulatuje, zapał ostyga. Bo oprócz teorii nieodzowny jest trening nowych umiejętności, a ciężko jest zachować samodyscyplinę do utrwalania zmian. Pomoc z zewnątrz (np. psychologa , najlepiej chrześcijańskiego) jest niedzowna, by nazwać słowami problemy, zrobić plan naprawy i kontrolować postęp.
Dziękuję, naprawdę pouczające. Znalazłąm też z tej serii filmik o mężczyznach. Myślisz że dobrym pomysłem byłoby pokazanie tych filmików mężowi? Nie wiem czy zechce je obejżeć, ale może warto spróbować.

Przypomniało mi się coś, jak studiowałam na spowiedzi ksiądz doradził mi wizytę u terapeuty/psychologa. Powiedziałam mu o swoich obawach i dlaczego nie mogę skorzystać z takiej pomocy. Okazało się że on był po skończonej psychologii, zaproponował mi systematyczne rozmowy o mnie. Problem nie dotyczył męża, bo jeszcze go nie było tylko czegoś innego. Nie była to też jakaś terapia (chyba), bardziej taka luźna rozmowa przy której opowiadałam o sobie. Po powrocie ze studiów nasz kontakt się urwał.

Czy jeśli bym znalazła taką osobę w swojej okolicy i kontynuowała takie rozmowy, czy byłoby to równoznaczne z terapią? Czy może to kolejna moja forma ucieczki przed terapią?
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Angela »

Dlaczego ja przez lata wzbraniałam się przed profesjonalną terapią? Z dwóch powodów.

Mówiłam, że psycholodzy rzucają teoriami oderwanymi od rzeczywistości i sami mają za sobą problemy. Tylko Bóg jest wiarygodny i wystarczy mi konfesjonał.
W rzeczywistości wolałam o sobie myśleć, że jest we mnie ukryte piękno, ale warunki są niesprzyjające do jego ujawnienia i nic się z tym nie da zrobić. Terapia to stracony czas i pieniądze.
Ale w głębi duszy obawiałam się, że taka terapia pokaże jednak, że nie ma we mnie żadnego piękna. I tylko z mojej winy, bo już dawno straciłam potencjał, który miałam, zmarnowałam zbyt wiele szans i czasu. Np bałam się, że odkryte zostanie moje lenistwo, choć cały czas czułam się osobą zapracowaną.
Na terapii uświadomiłam sobie, że męczą mnie tylko te rzeczy, które robię z niechęcią czy to dla siebie, czy dla innych. Klucz jest w zmianie myślenia dającego motywację. A to trudno osiągnąć samemu.

Po drugie musiałam się zgodzić, że przez pewien czas będzie gorzej, żeby potem było dużo lepiej.
Nigdy nie lubiłam remontów, przemeblowania. Zawsze tylko mąż był inicjatorem takich działań. Dochodzi dodatkowa praca, gdy za meblami odkrywa się pokłady brudu. Zaburzony jest rytm codziennych czynności,. Nic nie można znaleźć.
I tak też z dobrą terapią. Musi ona mieć swoje etapy i nie można ich przeskoczyć, czy zrobić ,,po łepkach", choć mogą być bolesne lub niewygodne. Samemu trudno zachować taką dyscyplinę.
W skrócie powinny być etapy: stanięcia w prawdzie o sobie, odzielenia rzeczy zależnych od nas od tych, na które nie mieliśmy wpływu, wybaczenie krzywd, wybaczenie sobie, ustalenie możliwości zadośćuczynienia za zło, danie sobie prawa do błędów na przyszłość. I na koniec utwierdzenie się w zaufaniu do Boga, że teraz będzie już tylko lepiej, ponieważ po każdym potknięciu łatwiej wstać, gdy jasno widać, w którym kierunku iść.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

Cukierku, jakie ma znaczenie czy nazwiesz coś terapią czy nie? Róża pod inną nazwą tak samo będzie pachniała.
Najistotniejsze jest, czy jesteś choć minimalnie gotowa na:
etapy: stanięcia w prawdzie o sobie, odzielenia rzeczy zależnych od nas od tych, na które nie mieliśmy wpływu, wybaczenie krzywd, wybaczenie sobie, ustalenie możliwości zadośćuczynienia za zło, danie sobie prawa do błędów na przyszłość. I na koniec utwierdzenie się w zaufaniu do Boga, że teraz będzie już tylko lepiej, ponieważ po każdym potknięciu łatwiej wstać, gdy jasno widać, w którym kierunku iść.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: cukierek

Post autor: rak »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 22:03
rak pisze: 14 maja 2018, 17:43 Ja jak Ciebie czytam to mam wrażenie inteligentnej, empatycznej i wrażliwej osoby, która generalnie wie co pisze i jak może zostać to odebrane przez szerszą publikę. Czasami mi się wydaje, że nas tu wszystkich podpuszczasz.
Dlatego też nie rozumiem, czemu w pierwszym poście (nie obraź się proszę tutaj) robisz z siebie słodziutką blondynkę, która nie umie pisać, nie rozumie lektur, pyta o pomoc w ich interpretacji, a później z lekkością i pewną swadą udowadniasz, że jest zupełnie inaczej ... i potencjał jest całkiem spory.
Pewnie rzeczywiście jest problem z własną wartością, ale b. wydaje mi się, że ta Twoja wartość "ucieka" w kontaktach z ludźmi i tutaj jakieś wyjście na zewnątrz byłoby wręcz wskazane (szczególnie, że ewidentnie właśnie tego się boisz).
Nie bardzo rozumiem to co jest pogrubione? A o książki będę jeszcze pytać później, bo najpierw muszę dokończyć je czytać. Jeśli teraz zapytam każdy powie "doczytaj być może w dajszej treści znajdziesz wyjaśnienie".
Owszem, mam problem z poczuciem własnej wartości, natomiast w kontaktach z ludźmi... nawet nieźle idzie mi nawiązywanie kontaktów, ale ich utrzymanie na dłuższą metę jest dla mnie trudne. Czuję jak mnie oceniają, jak myślą o mnie, nie jestem pewna żadnej swojej wypowiedzi, potem analizuję że mogłam inaczej się zachować lub nie powinnam czegoś tam mówić itp. W towarzystwie często jestem obserwatorem, czuję się spięta i nie wiem o czym mam rozmawiać. No niestety tak mam. A ludzie też wyczuwają dziwaków i stronią od nich. I tak to wygląda.
Chodziło mi o to, że masz pewien talent do autoprezentacji. Jakbyś wyczuwała, co kto, gdzie kiedy chce usłyszeć lub zobaczyć. Dlatego też może tak łatwo przychodzi Ci początkowe nawiązywanie relacji z ludźmi, dobrze wiesz jak sprawić dobre wrażenie. Jednak wydaje mi się, że czasami tylko się prezentujesz, brakuje w tym Ciebie. Dlatego w dłuższych relacjacjach czujesz się niepewnie, bo to wychodzi, a zmiany masek nie tylko nie wystarczają, ale też strasznie Ciebie męczą... Jakbyś potrzebowała solidniejszego punktu podparcia, ale nie możesz go znaleźć...
Dlatego też przychylam się do zdania przedmówców, że terapia, a przede wszystkim praca z ludźmi w grupie b. by Ci się przydały. Pozwoliłyby Ci się odsłonić, zbudować i utrzymać wizję spójnej siebie przez dłuższy czas...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: marylka »

A ja dodam do raka - że w grupie są ludzie, którzy są Twojej stronie cukierku. To nie jest ktos kto czeka na Ciebie po to tylko, żeby przyłapać Cie na Twojej wadzie i Ci ja wytknąć. Natomiast warto poszukać taka grupe do ktorej bedziesz miała zaufanie. Nikt nie każe Ci zostać tam wbrew sobie. Tylko uwaga - na pierwszych spotkaniach przeważnie jest sztywno - bo to nowe środowisko. Warto dać sobie czas - ja dałam 5 spotkań. I dopiero podjełam decyzje - zostaje lub odchodze.
Byłam np na NFZ - rozmawialam z pania psycholog. Naprawdę miła uważna, słuchał mnie.
Tylko...ja z niej zrezygnowałam, bo wartosci ktore głosiła nie były zgodne z moimi. Np powiedziała, że dzieci nie potrzebują ojca a wystarczy pogodna mama. No z tym to nie mogłam sie zgodzić. Ewidentnie była bardzo liberalna. Do wartosci chrześcijańskich się nie odnosiła wrecz to olewała. Dlatego zrezygnowałam z niej. Ale ani razu nie odczułam, że jest przeciw mnie. Tylko np powiedziała że mało mówie o sobie a o meżu to cały czas. No to akurat miała racje. I nie zrobiła tego złośliwie czy cos.
A potem jak byłam u Państwa Janowskich - to bym tam zamieszkała! Tak mi było tam dobrze! Dlatego nie warto sie zrażać. Trzeba szukać. Powodzenia :)
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 17:03 Zwykle to ja wyciągam rękę na zgodę, choć zdarza się że i on chce porozumienia. Różnica jest taka że ja wracam do tego co nas poróżniło i chcę o tym pogadać, a on pogodzić chce się w taki sposób że wracamy do dobrych dni i udajemy że kłótni nie było. Mnie to denerwuje bo chcę wyjaśnić sprawy więc wracam do powodu naszej kłótni, a on się wtedy denerwuje że "zawsze rozpamiętuję co ktoś zrobił kiedyś i go dręczę".
Może więc nie warto odgrzewać tego samego kotleta? Skoro kłótnia już była to nie lepiej jest cieszyć się dniem dzisiejszym?
Może za tym ciągłym Twoim wracaniem do tematu stoi potrzeba wyjaśnienia mężowi jak Ty widzisz dany problem i chciałabyś by on przejął Twój tok myślenia? By to samo czuł i rozumiał? Być może stanowiłoby to dla Ciebie pewną gwarancję (w Twoim przekonaniu) że skoro już wszystko rozumie to od tej pory już będzie myślał tak jak Ty i nic trudnego się już na waszej drodze nie pojawi.
Może następnym razem przy jakimś (nie daj Boże :) ) konflikcie zapytaj męża: a jak Ty to widzisz?
I gdy się kawałkiem przed Tobą odkryje daj do zrozumienia, że przemyślisz temat. By wiedział, że jego zdanie również jest istotne. Dla Ciebie.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Ok. Rozumem.
ODPOWIEDZ