Ty masz swoją działkę(udział) w tych 36 latach w małżeństwie, a mąż swoją. Za zdradę i wskoczenie do "wyrka" kowalskiej/kiemu odpowiada zawsze ten/ta co wskoczył. Jednak w tym co było przed (wskoczeniem),swój udział ma też i ta strona zdradzona. Nie oznacza to ,że ja "wtłaczam" w poczucie winy osobę zdradzoną. Dobrze jest aby spojrzeć możliwie obiektywnie .....z dystansu(na ile się da) na siebie i swoje postawy z przed kryzysu.
No cóż..... ideałów nie ma. Bycie w relacji, bycie a w małżeństwie szczególnie to permanentny proces ranienia i bycie ranionym. I wcale nie piszę o ranieniu z premedytacją, a o takim mimowolnym. Im bliższa relacja tym więcej odkrywamy tzw "miękkich" własnych sfer . Tak samo robi i druga strona. Do tego im dłuższy okres relacji tym więcej wiemy o współmałżonku(i odwrotnie) i wiemy jak to wykorzystać czasami do wbicia szpili, uszczypania czy dokuczenia. Słowa ranią nie mniej jak ciosy fizyczne.
Samemu b.trudno jest dostrzec te swoje destrukcyjne zachowania. Trudno też przyjmujemy informację zwrotną od współmałżonka , że jemu coś "nie pasi".To wszystko wypełnia jakiś "zbiornik emocjonalny" np.poczucia skrzywdzenie, nie doceniania,dezawułowania, obojętności, karania cichymi dniami czy karanie seksem.
Moment przelania jest momentem zwrotnym. Wybucha kryzys. Dobrze jak to tylko mega awantura.....gorzej jak współmałżonek/ka "idzie na zieloną trawkę" do kowalskiego/kiej.
a to "zamiatanie", wypieranie jest dość powszechne i prowadzi najczęściej do kryzysu.
Wspólnota Szensztacka jak najbardziej (co prawda nie jest za mocno dostępna)
a na początek serdecznie polecam "Przez śmiech do lepszego małżeństwa" Gungora. Dobra zabawa i dużo mądrego przekazu o różnicach i podobieństwach kobiety i mężczyzny.
Małżeństwo to wspólnota:
-stołu
-loża
-czasu
-porfela
może zacznij od nałatwiejszego???? np. stołu ja sugeruje Angela.
Nawet najdłuższa podróż -a małżeństwo to długa podróż - zaczyna się od impulsu, myśli o tej podróży ,planowaniu i wykonania 1 ego kroku w te podroż.
Spróbujesz?
PD